Po zakończeniu czterdziestogodzinnego tygodnia pracy wróciłam do domu i zasnęłam attaca. Niestety mama obudziła mnie kilka godzin później, żebym wyszła na spacer z rozsiewającym właśnie feromony psem, nie uwzględniając zupełnie jak bardzo moje powieki lubią się do siebie kleić...
Na dworze - podczas, gdy moja sunia uskuteczniała swoją "kampanię reklamową" - dopadło mnie kilka refleksji, które ostatecznie szeroko otwarły mi oczy i dodatkowo wyostrzyły tryb dolby surround. Sprawa jest naprawdę poważna, bo przede mną stanęły trzy tygodnie logistyki spacerowej, a to zadanie jest szczególnie skomplikowane zwłaszcza, kiedy trzeba wynieść przy okazji śmieci i odpowiednio je posegregować! Rzecz oczywiście o sile zwierzęcego instynktu, jednak nie pojedynczej, a seryjnej. Okazuje się, że nie tylko kobietom żyjącym, bądź funkcjonyjącym w jednym otoczeniu synchronizują się okresy. To zadziwiająco magnetyczne zjawisko funkcjonuje zarówno u ludzi jak u zwierząt. Od kilkunastu dni bowiem pod moim blokiem, wcale nie przypadkiem wylegują się największe czworonożne chojraki, czyli kwiat psiego rycerstwa z całego Śląska. Tym razem nagła moda na posiadanie suczki spowodowała, że muszą mieć oczy dookoła głowy i wpatrywać się nie w jedne jak do tej pory drzwi, ale od wszystkich trzech klatek. Zastanawiam się, która z suk jest szefem tego zamieszania i choć moja nie pierwsza wzbudziła zainteresowanie kudłatych absztyfikantów, w zasadzie zawsze w czerwcu przechodzi swoje "trudne dni" i możliwe, że to ona pełni rolę piżmowego bieguna. Najgorsze jest to, że rzadko kiedy udaje się nam wyjść spokojnie na dwór, a wiek i kolor sierści nie grają roli! Także wzrostem milusińscy się nie przejmują, bo w takich sytuacjach nawet najbardziej wynędzniały chichuachua urzeknie najbardziej masywną przedstawicięlkę mastiffów angielskich i znajdą jakiś sposób na elektryzujący numerek niekoniecznie w krzakach. Z jednej strony amory te są komiczne, z drugiej dramatyczne, z trzeciej żenujące. W końcu nie trudno o uśmiech, kiedy widzi się podobne akrobacje, dramatyczność wymaga już podziału na dramatyczność sytuacji:
- okoliczności i miejsce - środek ruchliwej jezdni, koszony właśnie trawnik etc.
oraz dramat właścicieli:
a) właścicieli suczek, którzy mordują się ze świrującymi z pożądania podopiecznymi
b) właścicieli psów, które permanentnie uciekają z domu, nawet przez dziurkę od klucza.
Zażenowanie również można podzielić na:
a) zakłopotanie właścicieli:
- widzących "chodzące po ścianach", wyposzczone, bo zwykle pruderyjne psiny,
- psów, które dopięły swego i już nic na to nie nie można poradzić - fatalnie jest, kiedy złączone czworonogi wylądowały na środku wcześniej wymienionej ulicy,
b) zmieszanie obserwatorów zdarzenia...
Dlaczego uogólniam moją tezę? Przypomniały mi się dwie kotki mojej koleżanki w tym samym czasie chodzące - no, w zasadzie wijące się w miejscu - ogonami do przodu. To dopiero był komiczno-dramatyczno-żenujący widok...
Jaki z tego wniosek? Jeśli planujecie (albo i nie Wy, a Wasze przebiegłe pociechy) przygarnięcie lub zakup zwierzaka i stanowczo nie macie czasu na jego hodowlę, ani także nie macie serca do posługiwania się uliczną antykoncepcją w postaci rzutów kamieniami w nachalnego czworonożnego adoratora - wszystkim stresu zaoszczędzi sterylizacja.