22 maja 2010

Deszcz na fotokomórkę



Nie cierpię na żadną manię prześladowczą, ale dzisiejsze okoliczności zmusiły mnie do wysnucia pewnego wniosku. Otóż kilka razy próbowałam wyjść z psem na spacer i udało się to tylko za pierwszym razem - rano, kiedy to nieopatrznie znowu wkroczyłam w jakiś matrix (wcześniej, tradycyjnie już nie patrząc za okno przywdziałam przeciwdeszczowe, solidne, nieprzemakalne szaty). Jakież było moje zdumienie, kiedy wyszłam na najprawdziwszy w świecie ukrop! Słońce świeciło w najlepsze, na błękitnym niebie dyndało zaledwie kilka chmurek, trawa wyciągała swoje źdźbła jak tylko wysoko się dało, świat znowu był kolorowy!!! Gdyby nie to, że pod moją kurtką czaiła się piżama, zdjęłabym ją z radością. Tymczasem poprzestałam na zachłystywaniu się wiosną i nie zważając na dyskomfort niewłaściwego przyodziewku ruszyłam w kierunku dawno nie odwiedzanych leśnych dróżek...

Niestety kolejne próby spacerowe trzeba uznać za katastrofalnie nieudane. Ilekroć zamykały się za mną drzwi bloku nagle na asfalt zaczynały spadać wielkie krople gradu, deszczu, bądź gradu z deszczem, a wszystko przy akompaniamencie leniwych grzmotów. Myślę zatem, że albo ktoś złośliwy siedzi i czeka aż wyjdę, aby czerpać rozrywkę z tego syzyfowego chodzenia wte i wewte, albo od rana zainstalowano fotokomórkę i ukrytą kamerę. Nie do uwierzenia!!!
Nie muszę chyba mówić, że wobec w tych sytuacji mój osobisty pies każdorazowo wykonywał w tył zwrot i spokojnie, choć stanowczo prowadził mnie do domu, bo sucha sierść zawsze była dla niego ważniejsza niż pusty pęcherz...


1 komentarz:

  1. spacerowanie w piżamie to bardzo sympatyczne zajęcie :-) Ewela

    OdpowiedzUsuń