23 lipca 2023

Mission Impossible

W ramach babskiego wieczoru uznałyśmy, że trzeba się wybrać do kina. Akurat nic poza Mission Impossible nie było warte uwagi, więc z braku laku zdecydowałyśmy się zobaczyć ów najnowszy sequel, choć jedna z dziewczyn widziała go zaledwie dzień wcześniej. Uznała jednak, że nie ma nic przeciwko temu, aby zobaczyć film po raz drugi, co w zasadzie dobrze rokowało, więc dogadawszy szczegóły spotkałyśmy się pod kinem. 
Słabo już było z biletami, więc wzięłyśmy co zostało - niby miejsca na przeciwko ekranu, ale w rzędzie czwartym, a to już poważnie ostudziło mój entuzjazm. W Imaxie znalazłam się po raz pierwszy i nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Co prawda przypuszczałam, że może być tam wielki ekran, aczkolwiek nie aż tak. Dostałam więc zeza jak tylko usiadłyśmy i rzecz jasna ataku śmiechu wywołanego nagłym poczuciem bezsilności. Głupawki dostała też siedząca koło mnie koleżanka, która - jak się okazało - również tego dnia doświadczyła swojego imaxowego pierwszego razu. 

Akurat zaczęli już emitować reklamy, kiedy ostatecznie uznałam, że seans ten faktycznie może okazać się Mission Impossible, ponieważ nie nadążałam z oglądaniem tego, co się działo na całości ekranu. 
- Tylko ja tak mam, że jak patrzę na gościa w prawym dolnym rogu, to nie widzę co się dzieje w prawym górnym, bo mój kąt oka nie ogarnia? - zapytałam dusząc się ze śmiechu. 
- Nie zagaduj mnie, bo też się gubię - wychichotała koleżanka.
- Może umówmy się, że jedna z nas będzie monitorować lewą stronę, druga środek, a ja stronę prawą? Na koniec wszystko obgadamy i jakoś posklejamy w jedną fabułę - zaproponowałam ocierając łzy.

Nie musiałyśmy długo czekać, żeby doświadczyć również wgniatającego w krzesło dźwięku, którego intensywność można porównać do nokautującego, obustronnego oberwania w uszy wielkimi patelniami tefal, gdyż najwyraźniej w kinie tym dbają, aby ogłuszająca fala dotarła nawet do najmniejszej i najgłębiej zakamuflowanej w organizmie komórki - takiej, o której istnieniu najprawdopodobniej świat się jeszcze długo nie dowie.
- No masz, nie dość, że wyjdę zezowata, to jeszcze głucha - brzuch mnie już bolał ze śmiechu. - A może w cenie biletu jest masaż jelit decybelami? 
Możliwe, że to dlatego właśnie pan siedzący kilka krzeseł dalej nie mniej akustycznie siorbał swoją colę, nie zauważywszy, że dawno już opróżnił wyraźnie zassany do środka plastikowy kubek z najmniejszej kropli cieczy.
 
Wisienką na torcie natomiast był zapach "świeżych inaczej" skarpet, które odziewały partyzancko acz dumnie wystające znad poręczy krzesła stopy zaledwie dwa miejsca ode mnie.

Strach się bać czego doświadczają szaleńcy decydujący się siedzieć w rzędzie pierwszym, albowiem tam zaiste musi się odbywać najprawdziwszy survival... 
Obiecałam sobie, że jeśli dożyję do końca seansu, następnym razem do Imaxa zabiorę ze sobą kompas, słuchawki wyciszające szum i klamerkę na nos. Wóczas mission powinna być bardziej possible. Pyrsk.



Jitce i Annie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz