30 maja 2010

Z motyką na słońce



No, i nadszedł sądny czas sesji. Nie, żebym nagle zapragnęła zacząć się uczyć - Boże uchowaj!!! Jednak w związku z koniecznością zebrania odpowiedniej ilości wpisów do mojego pomarańczowego indeksu, postanowiłam przynajmniej raz w tym semestrze udać się na poranny wykład i to wbrew zaleceniom lekarza. Zatem w ubiegłą sobotę, tylko cudem zwlokłam się z łóżka o szóstej i podjęłam ten katorżniczy trud.......
Zgodnie z prawem Murphy'ego, na miejscu okazało się oczywiście, że owe zajęcia zostały przeniesione na inny termin, a i do następujących po nich ćwiczeń trzeba będzie podejść jeszcze raz, ponieważ pomimo dwutygodniowego L4, osoba je prowadząca nie wpadła na pomysł, żeby poinformować zzieleniałą ze strachu przed kolokwium grupę podstarzałych studentów o swojej niedyspozycji. Notabene mogłam pospać do dziewiątej i przyjechać na jedenastą! Baaa, żeby ja jedna! Jak to mądrze powiedziała moja koleżanka, która tego dnia popełniła identyczny falstart - chore ambicje trzeba leczyć - i z takim właśnie mottem na ustach zwiałyśmy z ostatnich wykładów.


22 maja 2010

Deszcz na fotokomórkę



Nie cierpię na żadną manię prześladowczą, ale dzisiejsze okoliczności zmusiły mnie do wysnucia pewnego wniosku. Otóż kilka razy próbowałam wyjść z psem na spacer i udało się to tylko za pierwszym razem - rano, kiedy to nieopatrznie znowu wkroczyłam w jakiś matrix (wcześniej, tradycyjnie już nie patrząc za okno przywdziałam przeciwdeszczowe, solidne, nieprzemakalne szaty). Jakież było moje zdumienie, kiedy wyszłam na najprawdziwszy w świecie ukrop! Słońce świeciło w najlepsze, na błękitnym niebie dyndało zaledwie kilka chmurek, trawa wyciągała swoje źdźbła jak tylko wysoko się dało, świat znowu był kolorowy!!! Gdyby nie to, że pod moją kurtką czaiła się piżama, zdjęłabym ją z radością. Tymczasem poprzestałam na zachłystywaniu się wiosną i nie zważając na dyskomfort niewłaściwego przyodziewku ruszyłam w kierunku dawno nie odwiedzanych leśnych dróżek...

Niestety kolejne próby spacerowe trzeba uznać za katastrofalnie nieudane. Ilekroć zamykały się za mną drzwi bloku nagle na asfalt zaczynały spadać wielkie krople gradu, deszczu, bądź gradu z deszczem, a wszystko przy akompaniamencie leniwych grzmotów. Myślę zatem, że albo ktoś złośliwy siedzi i czeka aż wyjdę, aby czerpać rozrywkę z tego syzyfowego chodzenia wte i wewte, albo od rana zainstalowano fotokomórkę i ukrytą kamerę. Nie do uwierzenia!!!
Nie muszę chyba mówić, że wobec w tych sytuacji mój osobisty pies każdorazowo wykonywał w tył zwrot i spokojnie, choć stanowczo prowadził mnie do domu, bo sucha sierść zawsze była dla niego ważniejsza niż pusty pęcherz...


21 maja 2010

W maju..



W maju jak w gaju powiada staropolskie przysłowie,
a ja powiadam w maju jak w gnoju! Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, to bardzo proszę o racjonalną polemikę. Z góry zaznaczam,
że niezadowolenie moje dotyczy tegorocznego miesiąca zakochanych
i z ulgą przyznać muszę, że ja tym razem do tej miłosnej loży nie należę. Chyba zresztą całe szczęście, bo jak tu spacerować w tych dzikich ulewach? Jak bujać w obłokach, kiedy trzeba uważać, aby się nie poślizgnąć na błocie?! Jak zachwycać się kwitnącym i podgniłym od razu kwiatem? A co w sytuacji, gdy wymarzone schadzki uniemożliwiają odmęty powodzi?? Nawet kos - desperat, co zwykle przed północą próbował wyrwać nową pierzastą przyjaciółkę nagle zamilkł, bo w końcu jak tu śpiewać z permamentnym, ostrym zapaleniem krtani?
Zapach powietrza przesiąknięty jest odorem kanalizacyjnej przepowiedni i nie trzeba obserwować baniek w kałużach, żeby wiedzieć, że lać będzie nadal.

W maju jak w gnoju Moi Drodzy, a w czerwcu się okaże, co nam Bóg da w darze...


20 maja 2010

Kopytko



Ostatnio nie odbieram numerów prywatnych. Dosyć!!! Jak znam życie, to tylko jeden wielki podstęp! Żaden z moich znajomych od dawna nie bawi się w ukrywanie ID, co więcej - po drugiej nieudanej próbie połączenia dostałabym zatroskanego esemesa i sprawa wyjaśniłaby się od razu. Tymczasem z częstotliwością do kilku razy dziennie moją komórką trzęsie jakiś anonim. Jakkolwiek - mam za swoje! Zapewne to odraczany zwykle pracownik obsługi call center jednej z tysiąca firm, które rzekomo chcą dla mnie jak najlepiej i którego zamiast z marszu poczęstować ociekającą najwredniejszą ohydą wulgarnością, bezczelnością, poniżającą zarozumiałością oraz z ostrą asertywnością skutecznie rozłączyć; zawsze rezygnując ze stanowczości odsyłałam do późniejszych terminów - najwcześniej za dwa tygodnie, a numer podnoszący mi ciśnienie zapisywałam jako "nie odbieraj!". Tak więc teraz zapewne któryś z nich: upierdliwych do bólu sprzedawców polis ubezpieczeniowych, doradców finansowych, co pragną radzić w inwestycjach nawet jak się jest na wiecznym minusie, sprzedawców ekstra wyuzdanej bielizny, ekstra miernej jakości w super wysokiej cenie, Świat Książki z kolejnym absurdem, człowiek, któremu popadł ZUS czy inni desperat wpadł na genialny pomysł utajnienia numeru, bo w końcu tego na pewno nie rozpoznam i odbiorę.. A ja się nie dam! NIE!!!!!!!! Szkoda tylko, że baterię mi rozładowują gamonie!

13 maja 2010

Markety vs dieta - walka nierówna




Wszystko wskazuje na to, że nasz zacny naród nagle postanowił się odchudzać. No, może przesadziłam, bo obserwacje te dotyczą jedynie najczęściej odwiedzanych przeze mnie śląskich marketów, jednak wnioski mówią same za siebie - nastąpiło masowe przejście na dietę proteinową i bez odwiedzenia sąsiednich województw jogurtu bez tłuszczu i cukru u nas nie kupisz. Z głupia frant i trochę od niechcenia nasuwa się pytanie - czy w związku z plagą białkożerców w sklepach przybędzie produktów przezeń pożądanych? Czy bez łamania rygorów i z pełną lodówką będą mogli napawać się niosącym ulgę widokiem coraz mniejszego dystansu pokonywanego przez wskaźnik wagi w swojej łazience? Czy może zaopatrzeniwocy z pozoru tylko troskliwego Carrefoura celowo nie uzupełniają braków na regałach, żeby zdeterminowanym grubasom utrudnić i tak trudne z początku postanowienie? Możliwe, że pani z kasy 5 zarezerwowała cały dietetyczny asortyment dla siebie (notabene wcale bym się nie zdziwiła) jednak czy musiała zaklepywać towar na całym Śląsku??

Właściciele sklepów spożywczych! W imieniu wszystkich czasowych miłośników nabiału bez tłuszczu i cukru uprzejmie proszę o natychmiastową refleksję i zapełnienie marketowych lodówek odpowiednimi towarami!!!!!!!!!!!!!!!