12 kwietnia 2023

Słodkie tortury

Nie jest łatwo radzić sobie z nieodwzajemnionym uczuciem. Właściwie nie pamiętam, jak to jest radzić sobie z uczuciem odwzajemnionym, ale to nieodwzajemnione to zaiste czysta tortura. Człowiek wie, że padł ofiarą biologiczno-chemicznej reakcji mózgu, a wręcz został weń bezlitosnie wessany, a jednak miota się bez opamiętania zupełnie, jakby został opętany. Przed oczami wciąż wiruje ta niczego nie podejrzewająca postać, umysł skanduje jej imię, a zdezorientowane serce zupełnie jak brutalnie uprowadzony zakładnik tkwi zakleszczony w uścisku rozszalałych emocji. Na próżno można wyrzucać z pamięci Jego rozczulający wizerunek, powtarzać sobie, że to nie ma sensu, bo kiedy już udaje się okiełznać te patetyczne uniesienia, wracają one ze zdwojoną (ba, ostatnio wręcz z potrojoną siłą); do tego z bezczelną satysfakcją śmiejąc się prosto w moją pokerową twarz. Coraz częściej, coraz intensywniej... oszaleć można! Człowiek sam się rani dając się uwikłać w ten galimatias, a jednak codziennie, jeśli w ogóle uśnie, otwiera oczy z tęsknotą i poddaje się kolejnej dawce miażdżącego serce ciepienia. Nawet jak nie ma już ani krztyny nadziei, a w klatce piersiowej rozlega się bolesna, jak po wybuchu bomby atomowej dziura, to wciąż tkwi w tym perpetuum mobile; niby próbując wymazać wspomnienie tego wyjątkowo czarującego, a jednak nieprzyjemnie niedostępnego uśmiechu..

Niby człowiek wraz z doświadczeniem zdobywa swoją mądrość, a jednak jak przychodzi co do czego, szamocze się jak nastolatek; wszystko z perfekcyjnie udawaną obojętnością, możliwe, że nawet wspaniale odegranym chłodem. Prawda, mądre to nie jest, bo w końcu kto nie ryzykuje szampana nie pije, ale to właśnie pamięć o miłosnych porażkach skutecznie blokuje mnie w środku i zmusza do tej smutnej niemal ascezy, choć głęboko wewnątrz moje serce i dusza biją pięściami w otaczającą je powłokę zwaną powszechnie ciałem i na całe gardło wrzeszczą:
- Czy ty nie rozumiesz, że to twoja Bratnia Dusza jest?! 
- A co wy tam wiecie - oschły dystans próbuje je ujarzmić cedząc przez zęby. - Lepiej siedźcie cicho. Jakby tak było, to przecież On wykonałby jakiś krok.
- Nie rozumiesz, że On może mieć taki sam problem jak ty...?
- To kawał chłopa jest, na tchórza nie wygląda. Lepiej weźcie kilka głębszych wdechów i się uspokójcie. Zresztą - dodaje - kto was tutaj usłyszy.
Widać, że dystans jest zmęczony i także cierpi, jednak strach przed odrzuceniem paraliżuje go bardzo skutecznie, więc sytuacja bardziej patowa być nie może. Litości!
Tak więc, iskry lecą, ale tylko wewnątrz toczącego tę samotną batalię człowieka. Żadne poparzenia nie są przyjemne, ale te wywołane romantycznym pożarem platonicznej bezsilności są chyba najgorsze. A Ty, człowieku z zewnątrz, widzisz ostoję spokoju i nie zdajesz sobie sprawy z szalejącego wewnątrz tornado.

Dlaczego na to się w ogóle zgadzamy? Dlaczego dobrowolnie pozwalamy się wciągać w takie tortury? Dlaczego wolimy robić dobrą minę do złej gry zamiast złapać byka za rogi i z szelmowskim uśmiechem zajrzeć strachowi w oczy? Niby wszystko przychodzi w swoim czasie, ale mało to się czyta o tym, że czas prędko upływa i należy go dobrze wykorzystywać?
Żeby to jeszcze była całkiem świeża sprawa, może byłoby łatwiej ją zagłuszyć lub wziąć nogi za pas i zwiać. Może człowiek znalazłyby więcej siły i uciekł się do radykalniejszych metod poskromienia swoich uczuć. Tymczasem męczy mnie to już zbyt długo i choć próbuję się odciąć, nic nie skutkuje. Co gorsza, im bardziej się odcinam, tym rykoszet mocniej daje mi po dupie, a bumerangowym torturom nie ma końca. Do tego wysiadło mi zdrowie.. Przypadek? Nie sądzę.

Uchylę rąbka tajemnicy. Obiekt - nazwijmy Go X lub (co mi tam) Chodzące Ciastko z Kremem - nie ma (raczej) o niczym pojęcia; sam z siebie nie nawiązuje kontaktu, ignoruje możliwości rozwijania kontaktu, bo gdy do kontaktu dochodzi podtrzymywać go nie próbuje, a wszelkie koleżeńskie wiadomości z premedytacją chłodno ignoruje. Wniosek? O jakimkolwiek zainteresowaniu nie ma mowy. Bardzo możliwe, że przeżywa podobne męczarnie i myśl o kimś innym spędza mu sen z powiek; tym bardziej więc pytam, po cóż dłużej tak się męczyć?! Również nie wiem! O zgrozo, ostatnio kilka razy bezmyślnie o mało nie podeszłam i Go nie przytuliłam. Ot, odruch taki. W ostatniej chwili przypominało mi się jednak, że to przecież "nie mój On", więc do katastrofy na szczęście nie doszło, a było naprawdę blisko..

Próbuję to rozchodzić, ignorować, zapomnieć. Próbuje wszystkiego! W końcu człowiek znowu nie jest taki, żeby lubił dawać się terroryzować własnym emocjom (hm, czyżby?). Będąc w moim wieku - wiadomo, niezaprzeczalnie młodym - totalnie znużona jestem sercowymi porażkami, lub drogami, prowadzącymi do nikąd. Cóż, legendy głoszą, że porażki to nie są, bo miłość to jednak cnota nad wszystkie, bez względu na jej formę, czy rodzaj, a wszystkie, nawet te najbardziej gorzkie doświadczenia nas wzbogacają, stopniowo kształtują i udoskonalają nasze dusze. Mimo to, obecnie zamiast odważnie stawić czoła nieustannie rozwijającym się uczuciom, próbuję je albo stłumić, albo przemienić w na wskroś nieinwazyjną miłość bezwarunkową, przy czym coś chyba nie do końca działa jak powinno, bo choć mentalnie próbuję Pana X "puścić wolno", z całego serca życząc Mu wszelkich błogosławieństw, myśl o Nim wciąż nie daje mi spać. Nie wiem, co robię nie tak. Nie widzę Go - źle, widzę - też nie do końca jest co celebrować, bo choć czasem mnie dostrzega, to jednak nie wygląda na to, żeby nasza znajomość miała szansę się rozwijać, a tęsknię nawet, jak stoję obok. Co mogę zatem zrobić, żeby się od tego ostatecznie uwolnić??? Co mogę zrobić, żeby naprawdę chcieć się uwolnić...? C'mon! Musi być jakiś sposób!!! 

Miałam nadzieję, że choć "paranormalnie" da się to unicestwić - nie da się. Zaprzyjaźniona Czarownica odmówiła współpracy. Możesz się więc człowieku kochać do usranej śmierci, nic Ci nie pomoże. Wiem, żenujące i zapewne nie powinnam tego tekstu publikować na blogu, ale z desperacją nie pogadasz. Znasz to uczucie? Ściskam Cię serdecznie. Napisz, może jakoś przejdziemy przez to razem.

Ktoś powie "dlaczego po prostu nie zaprosisz Go na piwo?". Cóż, zapraszałam do włączenia się w inne okazje, ale dostając odmowne odpowiedzi typu: "mam plany, ale jeszcze się odezwę" (klasyczne zghostowanie) lub "niestety jestem już umówiony", to jak myślicie, czego można się spodziewać po kolejnej propozycji? Nie ma się co łudzić, trzeba wyciągnąć konstruktywne wnioski i pójść po rozum do głowy. Mówiłam, sytuacja bardziej patowa być nie może.

Owszem, to możesz być Ty, ale nie martw się, nie dowiesz się o tym, bo niby skąd. Szansa, że natrafisz na ten wpis jest równa mniej, niż zeru; szansa, że załapiesz, iż to o Ciebie właśnie chodzi jest jeszcze mniejsza. Nawet jeśli, to "co mi zrobisz, jak mnie złapiesz", hę? Wkleisz emotikon przedstawiający uniesiony kciuk, czy milcząco (dla odmiany) wiadomość tę olejesz? Wierz lub nie, ale tymi słowami nie chcę robić Tobie żadnej przykrości, ani tym bardziej wywierać jakiejkolwiek presji. Jeśli kiedykolwiek jakimś magicznym trafem przeczytasz ten tekst, chciałabym, aby sprawił Ci on raczej sporą przyjemność i dał powód do radości.

W tym całym szaleństwie, pomimo wszystko nadal próbuję "przestrajać się" na kanał nieograniczonej, Boskiej Miłości, która cierpliwa jest i nie szuka poklasku. Tu nawet nie chodzi o to, że brzmi to szlachetnie, bezinteresownie, zgodnie z Bożą ideą, czy na wskroś bezpiecznie. Zwyczajnie chcę, aby dusza moja zaznała wreszcie spokoju. Jeszcze za życia.
Najlepiej z Tobą..


Jemu - Chodzącemu Ciastku z Kremem

1 komentarz:

  1. Oj, ciężka sytuacja. Mi na takie okoliczności pomagało tylko ujawnienie się i w odpowiedzi emocjonalne dostanie po mordzie, a potem bardzo długi czas całkowitego rozsupłania znajomości. Potem można wrócić na chłodno w zależności od chęci...

    OdpowiedzUsuń