Ostatnimi czasy częściej bywam klientem aptek aniżeli Biedronki. Ba! Średnio jestem w nich dwa razy w tygodniu i za każdym razem dokupuję nowe, mające cudownie mnie wyleczyć specyfiki. Moje dzisiejsze zakupy doprowadziły mnie jednak do łez. Tym razem bowiem, odbywszy niespodziewane
tour de docteurs et l'hospital pobiłam chyba wszelkie z możliwych osobistych rekordów w farmaceutycznym zakresie. Otóż zaczęło się od tego, iż wręczyłam wesołej farmaceutce trzy recepty, na których było siedem świeżo przepisanych lekarstw, przy czym sześć zupełnie nowych! Chwała Bogu istnieją o wiele tańsze zamienniki, bo jeszcze przed podsumowaniem medykamentów, wszelkie znaki na ziemi i niebie sugerowały, iż zaoszczędzę co najmniej 40 złotych! Nastawiwszy się na gigantyczną kwotę, nawet nie przeraziłam się ostatecznym rachunkiem, choć nie powiem.. 138 złotych wywarło na mnie i tak spore wrażenie, i tym samym stanowi kolejny tego dnia apteczny rekord.
- To ja pójdę po lekartwa - powiedziała dziarsko aptekarka, kiedy upewniła się, że nie padłam na zawał, a trawiąc całkiem spokojnie usłyszaną sumę wymamrotałam jedynie pod nosem:
- Zawsze mogło być gorzej... - i zaczęłam szukać w plecaku karty płatniczej. Wydobywszy plastik poczęłam śledzić ścieżki farmaceutki, a tym razem zaiste były one kręte i niezbadane. Jednak pierwszym, co przykuło moją uwagę, była normalnych rozmiarów (50x40 cm) czerwona reklamówka z jakże znanym napisem
Doppel Herz, która wraz z podejściem do kolejnej szuflady wypełniła się lekami do połowy! Tego jeszcze nie było... - pomyślałam, starając się opanować spontaniczny wytrzeszcz, po czym z godnością zapłaciłam za leki.
Opuściwszy aptekę starałam się stłumić narastający wewnątrz atak śmiechu zasłużonym smakołykiem. Nie powinnam rozmawiać na świeżym powietrzu, ale spożywszy wyśmienity
Kinder Maxi King nie wytrzymałam i chwyciłam za telefon.
- Nie uwierzysz! - zaczęłam zaśmiewając się do łez - właśnie wyszłam z apteki z normalnych rozmiarów reklamówką pełną leków!!! Ja się sypię! - charczałam chichocząc i pokaszlując (a to niespodzianka) już na całego!
Lidzia podłapawszy głupawkę płakała razem ze mną. To się nazywa
Freundschaft! Meine Doppel Herz!
/
Lidzi!
Zdrowka , zdrowka i jeszcze raz zdrowka. Jeszcze nie czas na "biovitale" ;)
OdpowiedzUsuńMerci Qja! :) W sumie, to bym się nie zdziwiła, jakbym w aptece dostała Geriavit w ramach gratisów.. ;)
UsuńTrafiłem na ten blog całkiem przypadkiem , i chyba zostanę na dłużej . Jeśli oczywiście włascicielka pozwoli oczywiście na ten niewątpliwy afront . Hmm a zresztą , jeśli nie pozwoli po cichu będę i tak podglądał .
OdpowiedzUsuńCzytając post za postem zrozumiałem jak fajną rzeczą jest słowo pisane . Raz przychodzi do autorki jako mała ciepła kulka i mrucząc wciska sie bezczelnie w umysł całą swą puchatą osobą , by za chwile rozsiąść się wygodnie na klawiaturze . Jest chyba też inny rodzaj pisania , wyglada chyba jak mała butelaczka Alicji lecz zamiast etykietki "Wypij mnie" ona ma - "Napisz mnie , wtedy literami pojawiają sie baśnie ,wiersze....... .Lecz tutaj częsćiej chyba gości pisanie - kumpel : siada , familiarnie wali po plecach lub daje grabę .I prosi:"Skrobnij cos o dzis ..." Pieknie...
Bardzo dziękuję za przemiłe słowa! Przyjemnie wiedzieć, że moje bazgroły mogą sprawiać przyjemność.. Pozdrawiam i zapraszam tak często, jak tylko dusza zapragnie! :)
OdpowiedzUsuń