23 marca 2012
Wiosna vs niekorzystny biomet
No i stało się. Nadeszła wiosna, a z nią typowe, nie ułatwiające funkcjonowania mojemu organizmowi przesilenie. Codziennie więc budzę się marząc o tym, by wreszcie się położyć spać. - Nic nowego - pomyślicie, a jednak. Jest gorzej niż zwykle.
Owego dnia, kiedy to tradycja nakazuje utopić jakże symboliczną marzannę, a dzisiejsza młodzież na wagarach zamiennie woli topić nie mniej symbolicznego robaka, z radioodbiornika dobiegła mnie wieść, że w górach właśnie obudziły się niedźwiedzie. Nie wszystkie, ale większość. - To dopiero gupole - pomyślałam, zwłaszcza, że biomet postanowił sobie dość ostro z wszystkiego, co oddycha zakpić. - Całe szczęście niektóre jednak mają jakiś rozum - westchnęłam i na powrót zaczęłam ostro ziewać.
I pomyśleć, że teraz też mogłam spać jeszcze zaliczona do grupy tych "mądrzejszych" ssaków drapieżnych, gdybym w decydującym momencie nie pomyliła kolejek i zamiast "na człowieka", zapisała się do gatunku niedźwiedzi..
/cd. może nastąpi/
Etykiety:
kolejki,
kpina,
niedźwiedzie,
niekorzystny biomet,
radioodbiornik,
senność,
spanie,
ssak drapieżny,
symbolika,
topienie marzanny,
topienie robaka,
tradycja,
wagary
04 marca 2012
Wadliwa zaleta
Muszę przyznać, że czasem żałuję, iż rzuciłam palenie. Nie,
nie myślcie sobie, że jest mi tęskno za pozornie przyjemnymi zawrotami głowy wywoływanymi przez jakże dekadenckie
i nonszalanckie zaciąganie! Ależ nie, absolutnie nie żal mi straconych bólów głowy, uspokojonego wreszcie charakterystycznego pokasływania, poszarzałej cery, zniwelowanej zadyszki - niby
to z braku kondycji, pożółkłego kciuka, czy samounicestwionego -
a swego czasu intensywniej oszpecającego zęby - osadu!
Tym bardziej nie rozpaczam z powodu znienacka samooszczędzającej się kasy, o wiele przyjemniej pachnących ubrań czy w ogóle milszego oddechu! Do tego wszystkiego gdzie by mi przyszło narzekać na przywrócony świeżo zmysł smaku?! Toż nawet przy gorączce mam
o wiele więcej krzepy!
Wszystko fajnie, ale jednak mam do Narodu krótką odezwę.. Otóż:
Hola, hola Drodzy Walczący z nałogiem Przyjaciele! Zaprawdę powiadam Wam: zastanówcie się dobrze zanim wejdziecie na wybrane przez siebie szlaki z zamiarem odbycia krucjaty, mającej na celu ostateczne przezwyciężenie Waszych nikotynowych potworów!
Niestety w naturze nie istnieją ideały i nie cały świat realny z uzależnienia odzyskany potem tak nieskazitelnie wygląda, jak byśmy tego oczekiwali. I mniejsza o dziesięć deko więcej na wadze!
Wynikają z tego inne, dość skrajne paradoksy! Mianowicie, nie dość, że organizm ma jeszcze gorszą odporność, to - o zgrozo! - odzyskuje węch, co w miejskich realiach nie jest zaletą nawet najmniejszą! Tak, moi Drodzy, z autopsji ten fakt stwierdzam! Z przykrością niemałą dodaję, że nawet pomimo dość dokuczliwego kataru, w sytuacjach wcale nie takich zaś ekstremalnych, docierają do człowieka zapachy, które przy dłuższym obcowaniu wpędzają w stan co najmniej głębokiej irytacji! Wówczas nawet najkrótsza (co dopiero ta dłuższa!) podróż w zatłoczonym autobusie miejskim staje się najbezwzględniejszym survivalem..
Zaiste nie wszystko złoto, co się chwalebnym uwolnieniem od nałogu świeci! Sami pomyślcie - teraz to mały pryszcz niestety. Tymczasem powoli nadciąga duszne lato..
02 marca 2012
Zabobonność wybiórcza
Znów przebudziłam się dziś w środku nocy. Z jednej strony miałam niezbyt pomyślny sen, z drugiej najwyraźniej potrzebowałam do toalety. Spojrzałam na zegarek, 3:33 przechodziła akurat na 3:34.
- Aha - westchnęłam cierpko przeganiając z głowy demony, które ostrzyły właśnie pazury strachu - Babcia mawiała "sen-mara, Bóg wiara", to spadać mi w te pędy na drzewo! - pomyślałam uspokojona tylko na chwikę babcinymi słowami. Niestety takie sny dotąd zawsze mi się sprawdzały, więc pomimo postawy jakże bohaterskiej asertywności, w mojej podświadomości momentalnie zapaliła się lampka, która jak upierdliwy neon błyskała pytaniem: czy tym razem naprawdę uda mi się odgonić ostrzegawcze czary? - Naprawdę nie mam zamiaru się tym przejmować! - szepnęłam pod nosem zachowując pozory i ruszyłam w stronę toalety. Niecałe pięć minut później już znowu smacznie spałam.
- Kurczę, mama, śniło mi się, że straciłam prawie wszystkie zęby i na dodatek plułam nimi, gdzie popadnie - oznajmiłam rodzicielce przy śniadaniu. Zerknęłam na nią z ukosa zastanawiając się, czy się w ogóle przerazi.
- A to numer! - skwitowała wręcz zadowolona - mi się dzisiaj śniło to samo! To znaczy prawie, bo w tym śnie chodziłam z Tobą po sklepach i też dwa zęby straciłam, ale Ty - jak to Ty - od razu zaprowadziłaś mnie do swojego fantastycznego dentysty..
- Nie boisz się?? - zaskoczona weszłam jej w słowo. Takiego czegoś w ogóle się nie spodziewałam - Mamo, przecież to okropnie niedobre sny, trzeba uważać! Zawsze zwiastują coś bardzo niedobrego!!! Teraz.. to naprawdę zaczynam się bać! - zaskomlałam szykując już papiery do lekarza.
Mama, która nie wiedzieć czemu ostatnio przeżywała każde najmniejsze pieczenie i zaczerwienienie swoich uszu, spojrzała na mnie tak, jak zwykle w sytuacjach, gdy jakiś sen paskudny mnie przerażał i ze sceptycznym politowaniem rzekła tylko:
- Dziecko, dziecko..
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)