14 września 2011
Magiczna chwila
Dzisiaj, kiedy po wyjątkowo zabieganym dniu dotarłam wreszcie na przystanek, jak zawsze rozejrzałam się po wpatrzonych w czubki własnych butów, zmarkotniałych ludziach zastanawiając się, czy spotkam jakąś znajomą gębę. Nie było nikogo, więc zajęłam swoje ulubione miejsce wyczekiwania z nadzieją, że autobus nadjedzie w miarę szybko. Jak tylko się zatrzymałam, przeszedł obok mnie ojciec z ledwie nadążającą za nim wesołymi kroczkami córeczką. Mała wyglądała na jakieś 4, maksymalnie 5 lat, na jej głowie dyndał radośnie zawadiacki kucyk. Dziewczynka wciąż się za mną odwracała (chwilę nawet próbowała iść tyłem), dlatego lekko rozbawiona uśmiechnęłam się do niej szeroko, co Skrzat natychmiast odwzajemnił błyskając szczerbatymi ząbkami. I tak Mała odwracała uśmiechniętą już buzię do momentu, w którym zniknęła z tatą w tłumie na przystanku obok sprawiając, że świat znowu wyglądać zaczął jakoś tak bardziej kolorowo.. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
bo właśnie dzieciaki sprawiają, że mimo "ledwie-co- wstanego-poranka" życie staje się uśmiechnięte. To jest cudne :))) buziak!
OdpowiedzUsuńNo ba! Więc ja się pytam gdzie to rozbrajające Dziecię było o 6 rano?!
OdpowiedzUsuńMoże szło tak wcześnie do przedszkola. Zycie takie jest :)
OdpowiedzUsuń