17 marca 2011
O sztywnym ogonie makreli
Uwielbiam wędzoną makrelę, dlatego też idąc za głosem śniadaniowej zachcianki, wstąpiłam rano do zaprzyjaźnionego sklepu i bez zastanowienia zakupiłam jeden z najsmaczniej wyglądających obiektów mojego ślinotoku. Satysfakcja z upolowania upragnionej ryby nie trwała jednak długo, bowiem już wychodząc ze sklepu zmartwiła mnie sztywność jej ogona. Stwierdziłam, że oznaczać to może tylko jedno: makrela jest niedowędzona, znowu mi będzie po niej niedobrze i przez najbliższe pół roku odrzucać mnie będzie na samo wspomnienie jej smaku. Zrazu przpłynęły przez moją głowę wszystkie dotąd zjedzone, makrelowe poprzedniczki, których ogonek łamał się zanim odchodziłam od sklepowej lady, nasuwając tym samym teorię, że im bardziej kruchy ogon, tym makrela bardziej uwędzona....
Tak więc z sercem cięższym niż zwykle zmierzałam do pracy, wymachując ponuro sztywną rybą. Uleciały ze mnie zupełnie resztki wcześniejszego entuzjazmu. Na szczęście okazało się, że już dawno nie jadłam tak pysznego śniadania i moja teoria o sztywnym ogonie wędzonej makreli szybko upadła nasuwając nową - najwyraźniej wszystkie ryby, które wcześniej spożyłam cierpiały na ościeroporozę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
hihihi i rybka była smaczna:D
OdpowiedzUsuń