20 marca 2011

Kurczak dla smakoszy o mocnych nerwach



Po tygodniu odkładania decyzji o skonsumowania zakupionego
w pobliskiej Biedronce kurczaka, pomyślałam rano, że nadeszedł wreszcie moment, aby wypełniły się dni jego chłodzenia.
Byłam przekonana, że przez ten cały czas jego drobiowa doczesność spoczywa w przytulnej zamrażarce, zatem trudno się dziwić przerażeniu, które mnie ogarnęło znienacka, jak oczy moje spostrzegły go nagle w mniej łaskawej lodówce. Trudno - pomyślałam - w końcu kiedy człowiek chodzi rozkojarzony, różne sprawy mogą mu umknąć i wiele może mu się wydawać. Z drżeniem rąk zatem wyciągnęłam szczelnie ofoliowany pakunek z lodówki i nastawiwszy się na nieziemski smród rozpoczęłam rozcinać plastikową powłokę. Nawet nie było tak źle, kurczak najwyraźniej został wcześniej nasmarowany jakimś antyperspirantem albo innym neutralizującym zapachy balsamem. Niestety tego samego nie dało się powiedzieć o kolorze skóry kury, bowiem w dwóch miejscach miała barwę dorodnie szmaragdową. Po konsultacjach z czekającą na obiad rodzicielką, pozbyłam się niepokojąco zielonych fragmentów i wbrew sceptycyzmowi wrzuciłam jednak mięso w czeluście piekarnika.
Oczekując na danie - dla smakoszy o zdecydowanie mocnych nerwach - pragnę Wam podziękować za uwagę i chęci do czytania moich sporadycznych wpisów. Z wiadomych przyczyn może to być mój ostatni tekst..

4 komentarze:

  1. Miejmy nadzieje, że to nie ostatni tekst :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Szansa jest, bo cała przygoda z podpsutym kurczakiem miała miejsce wczoraj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że nie ostatni tekst- również

    OdpowiedzUsuń