Ponoć na łożu śmierci ludzie najbardziej żałują, że nie mieli odwagi częściej mówić "kocham cię" i być obecnymi dla tych którzy byli dla nich ważni. Cóż, lepiej to zrozumieć późno, niż w ogóle, ale z drugiej strony w obliczu ostateczności raczej nie ma już możliwości, aby zaniedbanie to naprawić. Niby wszyscy zdają sobie z tego sprawę jak ważna jest bliskość drugiego człowieka, a jednak często uważając, że nie jesteśmy jeszcze gotowi odkładamy miłość na później, przy czym zapominamy, że jutra może nie być. Ponoć to z miłości właśnie na koniec życia bedziemy rozliczani, dlaczego więc tak trudno ludziom dziś miłości sprostać?
Zawężając temat do meandrów miłości romantycznej, z obserwacji wnoszę, że za brak odwagi odpowiada nic innego, jak uparcie pielęgnowany w głowie strach, który - jak większość lęków - jest niczym innym, jak nastawioną z góry na porażkę, zwykłą, acz silną iluzją. Czasem ostrożność tłumaczy się nieudanym doświadczeniem rodziców, bądź wręcz niepowodzeniami całych generacji przodków; często bagatelizuje się swoją wartość zawczasu nawiając się na rzekomo pewne odepchnięcie i zranienie; niekiedy celebruje się ciężar szeregu własnych, pechowych doświadczeń. Niejednokrotnie bywa, że człowiek pozjadawszy wszystkie rozumy zakłada, że wszyscy przedstawiciele płci przeciwnej są "tacy sami", a zuchwałość ta częstokroć wynika i z nielicznych, lecz okrutnie bolesnych doświadczeń. Bez względu na źródło wymówek, ludzie potrafią zbudować arcytrudne do pokonania blokady i totalnie zaniechać podejmowanie kolejnych prób pracy nad miłością. Co ciekawe, ten sam zablokowany na romantyczną miłość człowiek ani myśli poddać się, kiedy ponosi porażki w innych dziedzinach i motywuje się, aż osiągnie swój cel.
- Weź, zaproś ją na kawę, spacer czy "coś" - kibicuję od dłuższego czasu zauroczonemu, serdecznemu koledze - przecież to nie musi być od razu randka - zachęcam.
- Na pewno odmówi - odpowiada przekonany, bawiąc się w jasnowidza. - Nie będę ryzykować.
- Skąd masz pewność? - Nie poddaję się. - Jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz, może akurat ucieszy ją ruch z twojej strony?
- Lepiej nie. - Odpowiada smutny, ale zdecydowany, a przecież tyle może właśnie tracić..
Podobnie zaprzyjaźniona koleżanka:
- Prawie zemdlałam, jak "go" dziś spotkałam w windzie - mówi.
- Było trzeba mu omdleć prosto w ramiona - podpowiedziałam "na zaś".
- Co ty, przecież gdzie tam ja - wróży z fusów niedowierzania, że wszystko jest możliwe - wokół niego kręci się tyle pięknych dziewcząt... - dramatyzuje.
- Kobieto, a co, jeśli akurat ty jesteś dla niego tą najpiękniejszą? Głowa do góry, cyc do przodu i ruszaj do akcji - namawiałam do działania. - Powiadają, że nie ma nic złego w tym, aby dziewczyna wykonała pierwszy krok. Niektórzy faceci są bardzo nieśmiali, a niektórzy to zwykłe dupy wołowe i nie wiedzą jak ogarnąć temat, więc czasem wystarczy ich trochę zachęcić. - Peroruję. - Może on uważa, że u ciebie nie ma żadnych szans? Nie oczekuj, że będzie ci czytać w myślach. - Proszę, jaka mądra się zrobiłam. Mogę tak prawić godzinami.
- Lepiej powiedz jak mam się odkochać? - Pyta nieprzekonana.
- Kochana, żebym ja to wiedziała, to już dawno sama byłabym odkochana. - Odpowiadam kręcąc głową z dezaprobatą. - Osobiście może nie piję teraz szampana, ale nie moża powiedzieć, że nie zaryzykowałam bądź, że tego żałuję.
Z okazywaniem miłości nie zawsze było słabo. Myślę, iż warto wspomnieć kilka przykładów, które świadczą to tym, że nawet brak światłowodów i dzieląca odległość nie miały dla zakochanych znaczenia, co więcej trzeba przyznać, że panowie potrafili zaskakiwać kreatywnością. Ludwig van Beethoven do dziś urzeka długim listem, napisanym do swojej tajemniczej ukochanej, który rozpoczął uroczymi słowami: "Mój aniele, moje wszystko, moje drugie ja (...)". W elaborcie tym nie brakuje czułości. Dla porównania, na myśl nasuwają mi się udostępniane na platformach społecznościowych memy, z których wynika, że dziś szczytem finezji jest zdawkowe i jakże "poetyckie": "ruchasz się?". No cóż.
Często podkreśla się, że w Miłości nie słowa, a czyny mają znaczenie. Zgodnie z duchem tej idei niewątpliwie szedł Ojciec mojej szkolnej Przyjaciółki, który w ubiegłym stuleciu codziennie - przez pół roku - przmierzał PKS-em długie kilometry, aby chociaż przez chwilę pospacerować z Jej Mamą; tyle mu wystarczyło, aby się oświadczyć. W obecnych czasach natomiast często słyszę, że parę kilometrów i korki na ulicach są niepokonywalną przeszkodą, choć na szczęście nie dla wszystkich, gdyż pewien mój Kolega rzucił wszystko, by polecieć za swoją ukochaną do innego kraju, aby ją tam odnaleźć i bardzo skutecznie zawalczyć o wspólną przyszłość. Jak widać są jeszcze panowie, którzy mają jaja, równocześnie szkoda, iż jest wielu takich, którzy nie potrafią zebrać się na odwagę, aby zaprosić dziewczynę choćby do kina, nie ruszając się z tego samego miasta. Zostawmy to.
W obecnych czasach coraz częściej głośno mówi się o znaczeniu miłości własnej, zwracając uwagę, iż bez pokochania siebie najpierw niemożliwym jest, aby obdarzyć miłością kogoś innego. Zresztą, nawet słynne Przykazanie Miłości nakazuje nam miłować "bliźniego swego jak siebie samego", tym samym dość wyraźnie dając do zrozumienia, że z "pustego nie nalejesz". Trzeba zaznaczyć, że w kochaniu siebie nie chodzi o próżność, arogancję czy narcystyczny egoizm. Chodzi o zdrowy szacunek dla samego siebie.
Jeden z obserwatorów mojego Instagrama przysłał niedawno wiadomość, z której treścią trudno się nie zgodzić:
"Prawdziwa miłość nie pochodzi z pustki - pochodzi z przepełnienia.
To rodzaj miłości, która rozkwita tylko wtedy, gdy naprawdę nauczysz się kochać siebie, ze wszystkimi swoimi cieniami i światłem.
To miłość, która nie oczekuje niczego w zamian, ponieważ już czuje się cała.
Nie przytłacza, nie wymaga, ani nie kontroluje.
Po prostu jest.
Ta miłość to wolność.
Patrzy na drugą osobę i mówi:
"Kocham cię dokładnie takim, jakim jesteś. Nie dlatego, że mnie dopełniasz, ale dlatego, że ja już dopełniłem siebie".
Nauczyłem się, że kiedy miłość pochodzi z pełni, nie powstrzymuje cię - podnosi cię.
Nie rani - leczy.
Nie jest zależna - dzieli się.
I właśnie taką miłością postanowiłam żyć i dawać ją światu".
Osoba ta zaznaczyła, że to jej własne słowa, aczkowiek trudno nie skojarzyć ich z Joe Dispenzą, Lorną Byrne lub podobnymi mentorami, którzy podkreślają wagę miłości własnej i jej wpływ na relacje z bliźnimi. Obserwując ludzi w dzisiejszych czasach, gołym okiem widać, że zdecydowana większość nie widzi miłości w ten sposób. Tendencyjnym jest poszukiwanie aprobaty u drugiego człowieka, spodziewając się, że to on uzupełni deficyty miłości; mało kto rozumie, że bez kochania siebie zawsze będzie się czuło miłości niedosyt, a to raczej negatywnie odbija się na trwałości związków. Abstrahując od toksyczności takich relacji, osoba, od której oczekuje się ciągłego okazywania i udowadniania miłości raczej podda się przytłoczona ciężarem niekończących się żądań. Smutnym jest również uciekanie się do różnego rodzaju technik manipulacji. Miłość nie potrzebuje nieuczciwych gier, ani kontroli, nie ma nic wspólnego z obsesją i wymuszaniem. Jej podstawą jest zaufanie, bezpośredniość, wolność oraz uczciwość.
(...) Z niecierpliwością czekam na Twoje posty - a jestem wielkim, "warczącym" mężczyzną! - napisał kilka dni temu jeden z Nowych Znajomych. - Jestem pewien, że okazywanie miłości w coraz bardziej bezprawnym i pozbawionym miłości świecie wymaga odwagi. Zgaduję, że większość nawet nie wie, jak zareagować. (...) Mam szczerą nadzieję, że otrzymasz tyle dobroci, ile dajesz. (...) sprawiasz, że ludzie czują nadzieję. Dobre rzeczy wciąż się zdarzają!
Ergo, czy możecie wyobrazić sobie, jaki świat byłby piękny, gdyby cała ludzkość na miłość przeniosła swoją uwagę?
Zamykając powoli temat myślę, że warto również przypomnieć, iż miłość to nie desperacja, która boi się samotności na starość i popycha do podejmowania błędnych decyzji, na siłę próbując założyć rodzinę. Mam nadzieję oczywistym jest także, iż miłości obca jest zasada "oko za oko".
- Jak ci idzie poszukiwanie chłopaka? - swego czasu całkiem regularnie pytał Ktoś Zaprzyjaźniony, kto pojęcia nie miał o moim chronicznie okupowanym sercu.
- Codziennie z zapałem przetrząsam katalog Amazona, ale niestety nadal nie oferują tam ciekawego towaru - żartowałam z przekąsem. - Zresztą, nie ma się co łudzić, w moim wieku nie ma już wolnych facetów, ewentualnie rozwodnicy po dramatycznych przejściach, nieokiełznani nałogowcy i mniej lub bardziej kryptogeje - kwitowałam reasumując.
Śmiechy śmiechami, ale z całego serca kibicuję każdej miłości i mimo wszystko w Nią wierzę, bo ta "prawdziwa":
"(...) cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie jest bezwstydna,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
(...) Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
największa z nich jest miłość."
(1Kor, 13, 4-13)
Na koniec pozwolę sobie dodać, że miłość nie ocenia i nie znika nawet, kiedy trafia jej się "cymbał brzmiący". Zatem Kochani, nie bójcie się miłości, niech jej moc będzie zawsze z Wami! Wszak jutra może nie być.. ❤️
❤️ 💙 💜
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńWooooooow
OdpowiedzUsuń