Każdy człowiek to zupełnie inna powieść i wynik zbieżności różnych historii, okraszonych trzepotem niejednej pary motylich skrzydeł; bowiem nieustannie, bez względu na porę dnia, intencje i okoliczności wpływamy na losy innych, wzbogacając to perpetuum mobile jakim jest życie o cząstki naszych własnych historii...
Kiedy kilku pasażerów wyraźnie zbladło i wstrzymało oddech, zorientowałam się, że w moim kierunku powoli zmierza pani sprawdzająca bilety. Od razu wyciągnęłam z kieszeni telefon i przygotowałam kod QR, żeby mieć to całe sprawdzanie z głowy. W międzyczasie odpłynęłam w powleczone kirem myśli, ale tylko na chwilę, gdyż prędko uprzykrzyło mi się trzymanie w dłoni przyciężkiego smartfonu, i wówczas dotarło do mnie, że pani kobuch rozpłynęła się w powietrzu. Może jednak miałam zwidy...? Już miałam wepchnąć komórkę z powrotem do kurtki, gdy siedząca obok mnie, wyperfumowana niezwykle popularnym w okolicy zapachem dnia wczorajszego, poszarzała na twarzy od podtrzymywanego bezdechu kobieta, cichcem czmychnęła na najbliższym przystanku. - Czyli jednak gdzieś tu jest - pomyślałam i omiotłam wzrokiem wnętrze krótkiego i o tej porze niezatłoczonego jeszcze Solarisa. Zaiste, kontrolerka była całkiem blisko, przystanęła cicho nad jednym, raczej nie zwracającym na nią uwagi pasażerem, więc z początku pomyślałam, że może tylko zawiesiła sprawdzanie na czas obsługi kolejnego przystanku. Niebawem jednak okazało się, że ubrany od stóp do głów w markowe ciuchy, wyrośnięty - na oko około trzydziestki, może nieco starszy - byczek (ewidentnie fan Górnika Zabrze), z dawno niemodnym, acz świeżo przygolonym irokezem, jechał na gapę. Młodzian ów również "bohatersko" odmówił okazania dowodu tożsamości do wystawienia mandatu, tłumacząc, że akurat dziś nie ma go przy sobie. Wszystko wskazywało na to, iż myślał, że jak będzie ignorował panią kanar i zacznie przewijać posty na Instagramie dadzą mu spokój i pojedzie dalej, jednak to był dopiero początek widowiska. Kto wie, może - jak każdy trzylatek - myślał, że jak zamknie oczy, to zniknie? Trudno powiedzieć, ewidentnie nie on pierwszy w dzisiejszych czasach nie wie, co to honor i jakby mógł, to by schował głowę w piasek. "Gdzie ci mężczyźni" pytała przez wiele lat Dauta Rinn, po czym zmarła nie uzyskawszy odpowiedzi. "Nie ma to nie ma, po co drążyć temat?" - cytując klasyka zaczęłam układać odpowiedź na jej słynną piosnekę, zresztą może pani Rinn sama zaprzestałaby dociekań, gdyby tego dnia pojechała ze mną "kosą"? Z długoterminowych obserwacji wnoszę, że w dzisiejszych czasach coraz więcej mężczyzn ma jaja tylko na papierze, a jak "nie ma, to nie ma, po co drążyć temat".
Tymczasem akcja zaczęła nabierać tempa, Mozart z Rossinim mieliby dobre libretto na operę buffa "Fochy fircyka bez biletu". Autobus obsłużył jeszcze kilka przystanków, z pozoru wszystko wyglądało spokojnie, kiedy do kontrolerki pilnującej odpicowanego lansiarza raz po raz podchodzić zaczęła jej nieco młodsza koleżanka. Usłyszałam, że do akcji miała wkroczyć policja i nasz autobus raczej daleko już nie zajedzie. - Świetnie - pomyślałam retorycznie i obrzuciłam irokeza pełnym "wdzięczności" spojrzeniem. Już dawno obiecałam sobie nie denerwować się tym, nad czym nie mam kontroli, nie pozostało mi nic innego jak obserwować jak się z tej sytuacji koleś wygramoli. Nie trzeba było długo czekać, gdyż młodzian zaczął stroszyć piórka buchając coraz to większym niezadowoleniem, które w gwałtownym crescendo coraz intensywniej podkreślał raczej mało wyszukaną łaciną podwórkową, aż wreszcie wulgaryzm doszczętnie opanował jego żałosny monolog poco a poco furioso. W spektaklu rychło też pojawił się element choreografii, gdyż cwaniak fukając zaczął nagrywać panie rewizorki, chodzić nerwowo po pojeździe, kręcić się, wymachiwać rękami, a bluzgając zajrzał mi w oczy, najwyraźniej oczekując zrozumienia. Ziewnęłam. W tym kinie brakowało tylko chipsów i popcornu.
Oczekiwanie na przyjazd policji przedłużało się nieprzyjemnie, wkróce do jazgotów rozhisteryzowanego gogusia dołączył swoją melodię podstarzały pan, który rzekomo śpieszył się na pociąg do Bielska. Teraz w warstwie literackiej, pojawiły się bardziej wyrafinowane przekleństwa, wysłyszeć dało się karalne pogróżki nie tylko w stronę pań kontrolerek, ale i broniących koleżanek kierowcy. Wzburzony bielszczanin żądał od nich zwrotu pieniędzy za bilet kolejowy, jakby to oni byli źródłem całego problemu.
- Przypominamy, że to się wszystko nagrywa - oznajmił pan kierowca.
- I bardzo dobrze, bardzo dobrze - odpyskował mister Adidas, nie wiedzieć czemu nadal uważając, że jest ofiarą niesprawiedliwego systemu. Błysnął też znienacka swoim dowodem osobistym, kiedy próbował go ukryć w jakiejś głębszej kieszeni.
- Teraz tego nie wyciągej - doradził mu podstarzały kolega od pogróżek, również zadowolony, że wszystko się nagrywa. Ten jednak niebawem opuścił pojazd, z pasją kontynuując swoją arię bluzgów na zwenątrz.
- Jak jo żałuja, że żech sie nie kupiył piywa abo jako halba! - Znienacka odezwał się mistrz drugiego planu, cały czerwony na podpuchniętej twarzy - terozki siedza sam o suchym pysku, jak tyn ciul. - Dodał.
No cóż, człowiek próbuje dotrzeć na ostatnie pożegnanie, ale tego dnia to najwyraźniej w owym autobusie dział się dramat za dramatem.. Olać operę, wezwijcie Jaworowicz, kręćcie "Trudne sprawy"!
Gdy przyjechała policja, bohater dnia odburkiwał na pytania tak niezrozumiale, iż panu władzy z miejsca podskoczyło ciśnienie.
- Jeszcze raz pytam, co się tutaj dzieje, dlaczego pan sprawia kłopoty?! - powtórzył policjant, domagając się grzeczniejszej odpowiedzi.
- No co, jadę sobie spokojnie autobusem, BEZ biletu, a one się mnie czepiają - odpowiedział mięśniak, mimo wszystko wciąż z siebie zadowolony, a ja, niedowierzając w to, co słyszę już całkiem poważnie zaczęłam się zastanawiać kiedy pomyliłam drzwi, że dostałam się akurat do tego matrixu...
Nie przedłużając tej monty-pythonowskiej historii dodam, że ów autobus już nie pojechał dalej, trzeba było przesiąść się w następny. Wszystko, dzięki niefrasobliwości fircyka, który najwyraźniej uznał, że oryginalna ilość pasków w markowych dresach zwalnia go z zakupu biletu na przejazdy komunikacją miejską.
PS) Trzy dni później, gdy siedziałam zasłuchana w wykonania uczestników XIX Konkursu Chopinowskiego, poczułam znienacka nagły podmuch wiatru, który musnął mój policzek i natychmiast poderwał firankę do żwawego tańca. - Oho, czyżby przeciąg?! - podniosłam głowę zdziwiona; w końcu kto jak kto, ale moja miksująca właśnie ciasto mama zawsze pilnuje, żeby ich unikać, tym bardziej o tej porze roku. Od razu zerknęłam na okna i zorientowałam się, że wszystkie są szczelnie zamknięte. Spojrzawszy na wciąż falującą figlarnie firankę uśmiechnęłam się smutno. - A więc to Ty... - zadumawszy się pozdrowiłam Gościa w myślach. - Do zobaczenia w tym lepszym świecie, teraz odpoczywaj w pokoju - dodałam po chwili zamyślenia i podziękowałam za wyjątkowo subtelną, pożegnalną wizytę. Wówczas biała gardina opadła delikatnie i już więcej się nie poruszyła.

😥♥️🌹
OdpowiedzUsuń😔
OdpowiedzUsuń❤️
OdpowiedzUsuń