Lubię wyzwania, więc jak tylko nadejszła wiekopomna chwila podjęłam próbę i przyszłam na świat, choć pod koniec błogosławionego stanu oczekiwania zdawać się mogło, że się rozmyśliłam. "Zasiedziałam się" bowiem całkiem konkretnie i zupełnie nie przeszkadzało mi, że moje przytulne gniazdko robiło się coraz ciaśniejsze. Rzekomo miałam narodzić się jakoś w okolicach Walentynek, ale zimno było na dworze, więc pomyślałam, że poczekam z tym do wiosny, zupełnie olewając odgórnie ustalone "warunki wynajmu", z naiwną nadzieją, iż nikt nie zauważy. Niestety, mniej więcej czternaście dni później wyciągnięto mnie siłą, co gorsza bladym świtem, gdyż znajdujący się na porodówce zegar wskazywał ledwie siódmą z minutami. Środek nocy, zero litości, a nawet jeszcze nie zaczął się marzec... Był mroźny czwartek, kiedy zmuszono mnie, abym pierwszy raz otworzyła swoje czarne jak węgiel oczy i choć zupełnie nie pamiętam tej chwili, mogę się założyć, że każdy w okolicy usłyszał mój bezsilny szloch. Ba, nie zdziwiłabym się, gdyby akurat w tym momencie Śląskiem zatrzęsło mocne tąpniecie, którego przyczyn niesłusznie doszukiwano by się w pobliskiej KWK Szombierki czy ewentualnie KWK Bobrek. Powiadają, że kiedy życie podrzuca ci pod nogi cytryny, zrób z nich lemoniadę; od tej pory zatem, jeśli zdarzy mi się spóźnić choćby najmniejszą chwilę, zamiast "przepraszam" bezczelnie mówię "jednak cieszmy się, że to nie dwa tygodnie".
Mama spała, kiedy lekarze z premedytacją niweczyli moje wiosenne plany, a jak już było po wszystkim, klasycznie - jak to na Mamę przystało - przebudziła się zmartowiona losami swojego maleństwa, gdyż zastanawiało ją skąd może mieć pewność, że niemowlę, które jej przyniosą nie będzie podmienione. Pierwsza kąpiel rychło rozwiała ów matczyny lęk, a wystarczył zaledwie jeden rzut oka na moje szerokie bioderka, by z ulgą mogła stwierdzić, że jednak jestem jej osobistym noworodkiem.
Co ciekawe, Matula przyznała kiedyś, że oczekując moich narodzin modliła się o to, żeby jej dziecko urodziło się piękniejsze od niej. Bóg musiał się zdziwić słysząc taką prośbę, wszak Ją samą stworzył perfekcyjną w każdym calu, o urodzie nie zapominając, więc zamiast się obrazić, po prostu dał jej do zrozumienia, że piękniej się nie da i podarował świeżo upieczonej Mamie jej własną, miniaturową kopię; choć nie jestem przekonana, czy w ogóle zrozumiała tę Bożą aluzję. Kolejny raz "Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre" (Rdz 1, 31), jednak nie od dziś wiadomo, że człowiek miewa inne zdanie, a przekonałyśmy się o tym, kilka lat później, kiedy pewnego niedzielnego popołudnia wracałyśmy z kościoła, a jakichś dwóch tropiących węża imprezantów zaczepiło nas znienacka na swojej wyboistej drodze. Jeden z nich rozłożył ręce szeroko i szarmancko podjął się artykułowania:
- A te tfie to soął mmojee! - zadeklarował romantycznie, raczej wątpliwą dykcją.
- So ty, ochłupfiałeś?? Tachie przytchie? - zdziwił się jego zezujący kąpan, który na próżno próbował wyregulować ostrość widzenia, przymykając jedno oko.
Wyminąwszy delikwentów Mama spojrzała na mnie i zapytała:
- Ty słyszałaś co on o nas powiedział? - jak nic, była oburzona.
- A co ja poradzę, że jestem do ciebie podobna - odparłam bez zastanowienia wzruszając ramionami, na szczęście wzbudzając tym u niej jedynie wesołość.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie - powiedziała Mama, gdy pewnego razu zaspana zamykałam za nią drzwi, jak wychodziła do pracy.
- Przecież to nie dziś - powiedziałam zaskoczona przedwczesnymi życzeniami.
- Nie?? A którego dzisiaj mamy?! - zapytała nieco zdziwiona.
- Dwudziestego piątego - wciąż byłam zaspana, ale przynajmniej już lekko rozbawiona nieoczekiwanym falstartem.
- Jesteś pewna? To naprawdę nie dziś...? - dopytywała chichocząc.
Możecie się ze mną nie zgodzić, ale uważam, że urodziny powinno się celebrować codziennie, bowiem każde otwarcie oczu na dźwięk dzwonka uporczywego alarmu o poranku jest jak ta kulminacyjna chwila porodu, kiedy trzeba się przemóc i otworzyć oczy, bo jak nie, to życie zaserwuje nam motywującego klapsa. W końcu wiadomo, Show must go on... Nie dajcie się jednak zwieść pozorom. Lata może i płyną, ale ja wewnątrz wciąż jestem tym samym brzdącem.
Ded. Najkochańszej i Najwspanialszej Mamie - w Jej osobistym Dniu Matki ❤️❤️❤️
PS) Mamo, psytul Misia :D
Jescze raz wszystkiego najlepszego:)
OdpowiedzUsuńHahaha. Ubawilam się przednie. Dobrych urodzin - mam nadzieję, nikt Cię nie obudził 🥳
OdpowiedzUsuń🌹🥂🍾💞🎉🥳🎊🎈☕🎂🎁
OdpowiedzUsuń