W ostatnim czasie mój organizm coraz intensywniej dopomina się o drogę. Oczy zmęczone ograniczoną przez schematy przestrzenią, potrzebują zamienić szary, codzienny widnokrąg na rozległe, najlepiej górskie tereny. I choć w każdej wolnej chwili nogi niosą moją desperację gdzie tylko popadnie, poczucie wydeptanych kilometrów nie taką samą daje satysfakcję. Teraz więc w pracy siedzę i z nadzieją nucę pod nosem:
Trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej,
na wszystkie moje pogody,
niepogody duszy mej,
trzeba mi wielkiej drogi
wśród wiecznie młodych bzów,
na wszystkie moje złe bogi
niebogi z moich snów.
Oceanów mrukliwych
i strumieni życzliwych,
piachów siebie niepewnych
i opowieści rzewnych,
drogi biało-srebrzystej,
dróżki nieuroczystej,
czarnych głębin niepewnych
i ptasich rozmów śpiewnych.
I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra,
nie daj mi, Boże, broń Boże skosztować
tak zwanej życiowej mądrości,
dopóki życie trwa, póki życie trwa.
Trzeba mi wielkiej wody,
tej dobrej i tej złej,
na wszystkie moje pogody,
niepogody duszy mej -
trzeba mi wielkiej psoty,
trzeba mi psoty, hej!
na wszystkie moje tęsknoty,
ochoty duszy mej,
wielkich wypraw pod Kraków,
nocnych rozmów rodaków,
wysokonogich lasów
i bardzo dużo czasu...
/Agnieszka Osiecka
Boże, uwolnij nas od systemów,
uwolnij nas od schematów.
Pozwól uciec i odpocząć gdzieś na końcu świata. Nam pozwól.
Proszę.
