Pierwszym fejsbukowym postem, jaki ukazał się dziś moim oczom był rozległy cytat z Małego Księcia autorstwa Antoine'a de Saint-Exupéry'ego. Przypominał on o potędze miłości i istocie prawdziwego piękna, z zaznaczeniem, iż dzielenie się miłością, jej nie wyczerpuje, a raczej ją zwiększa. Nie staraj się zrozumieć miłości, żyj nią - zachęca na koniec Mały Książę.
Cóż, napisano już wiele pięknych tekstów o miłości, ale ten - uważam - jest szczególny. W swej prostocie zawiera bowiem nie tylko kwintesencję definicji, ale także przypomina czym miłość nie jest, naświetlając istotę pragnienia jako poczucia braku czegoś lub kogoś.
Cóż, napisano już wiele pięknych tekstów o miłości, ale ten - uważam - jest szczególny. W swej prostocie zawiera bowiem nie tylko kwintesencję definicji, ale także przypomina czym miłość nie jest, naświetlając istotę pragnienia jako poczucia braku czegoś lub kogoś.
Niewiele myśląc udostępniłam ów wpis, mając nadzieję, że to nie kolejny wirtualny syf, który po kliknięciu błękitnego guzika uruchomi nagle masową lawinę - rzekomo moich - publikacji w całej przestrzeni tego społecznościowego portalu, bezpardonowo infekując coraz większe kręgi Bogu ducha winnych odbiorców. W końcu mało to razy zdarzyło się, że człowiek chcąc pomóc innym tak naprawdę nieświadomie ładował się w rozprzestrzenianie jakiegoś złośliwego badziewia?
Notabene szkoda, że udostępnianie takich postów nie aktywuje autentycznego wirusa prawdziwej na wskroś miłości; takiej, co nie zna obsesji, zazdrości, czy samolubnej potrzeby posiadania; dokładnie takiej samej, o jakiej mówi Pierwszy List świętego Pawła Apostoła do Koryntian (1 Kor 12, 31-13.8A). Niestety, z jakiegoś powodu coraz mniej ludzi ma jaja sięgać po miłość, a tym bardziej ją okazywać, zamiennie zadowalając się sezonowym zaspokajaniem pragnień bazującym na przebieraniu w powierzchownej próżności, względnie łatwo dostępnej erotyce bądź pornografii, a coraz częściej legalizowane pod wpływem impulsu związki jeszcze szybciej rozpadają się, gdyż w końcu łatwiej jest poszukać nowej relacji, aniżeli choćby próbować naprawić zaistniałą "usterkę".
Osobiście uważam więc, że ludzkość potrzebuje gruntownej akutalizacji oprogramowania. Ba, nasz system operacyjny bardzo by skorzystał, gdyby doszło do masowego rozprzestrzenienia się wirusa miłości, a zarażenie się nim byłoby wręcz epickim uzupełnieniem brakującego ostatnimi czasy ogniwa. Abstrahuję tu - rzecz jasna - od chorób przenoszonych drogą płciową. Taki Amorawirus AMO24 byłby jednocześnie najbardziej cennym i stuprocentowo naturalnym, wykluczającym jakiekolwiek skutki uboczne szczepieniem na wprost proporcjonalnie szerzącą się na świecie znieczulicę i egoizm, co więcej rychło i skutecznie przywróciłby na Ziemi pokój..
Spojrzałam za okno - zapowiadał się wspaniały, słoneczny dzień, do tego miałam go cały tylko dla siebie, co wbrew pozorom jest luksusem dość rzadkim. Postanowiłam zabrać się na romantyczny, długi spacer po okolicy. Zanim jednak wyszłam z domu, niechcący stłukłam szkło. Ledwie wyszłam z domu, z premedytacją narobił na mnie ptak. Do kompletu brakuje już mi tylko natknąć się na czarnego kota i wygrać w Lotto - pomyślałam ubawiona "serią znaków" i powędrowałam promenadą w stronę parku, mając nadzieję, że lokalny Różany Ogród będzie jeszcze kolorowy i pachnący od kwitnących róż.
Pozdrawiam Hongkong i Singapur, posyłam wirtualne autografy ;)
