O podłogę uderzyłam jednocześnie całym ciałem, z jakiegoś powodu mając wyciągniętą przed siebie lewą rękę, z dłonią zwiniętą w piąstkę. Przypominałam lecącego bohatersko Supermana, przy czym mój lot trwał zaledwie ułamek sekundy i nie należał ani do heroicznych, ani do specjalnie udanych. Zorientowawszy się, że leżę jak długa westchnęłam tylko ciężko i zrezygnowana uznałam, że sobie poleżę. W ten świąteczny poranek drewniana podłoga okazała się być całkiem ciepła. Obudzona hukiem mama pokrzyżowała mi jednak plany.
- Co się stało?! - zapytała przejęta pomagając mi się podnieść.
- Ach, biegłam do toalety i widzisz... - lekko oszołomiona urwałam.
- Mocno się uderzyłaś? - dociekała zaniepokojona potencjalnymi obrażeniami. - Boli cię gdzieś?
- Nawet nie - odpowiedziałam - no, może poza prawą łydką. - O dziwo zaskakująco ergonomicznie i jednolicie wpadłam w przerwę pomiędzy kanapą, a stołem, chyba miałam wyjątkowe szczęście.
- Moje kochanie... - rozczuliła się - Jak to się w ogóle stało?
Szok najwyraźniej minął, bo zachciało mi się śmiać.
- Widzisz, wykalkulowałam, że jak nie ubierając kapci pobiegnę do toalety, to szybciej wrócę do spania, tymczasem zahaczyłam byłam prawą łydką o kant kanapy, a kiedy drugą nogą próbowałam kontynuować tę już skazaną na niepowodzenie sztafetę, poślizgnęłam się.. Moja lewa noga była już w górze, kiedy podniosłam też prawą i... voilà! Resztę historii już znasz.
"Chyba pozazdrościłam Grochlikowi jej przygody" - pomyślałam chichocząc.
Dopełniwszy przerwanej nieoczekiwanie misji oraz pospawszy jeszcze trochę napisałam do Grochlika.
- Nie uwierzysz, ale dziś ja wywaliłam się jak długa, od razu pomyślałam o Tobie.
- Ale nic sobie nie złamałaś? - zapytała.
- Nie, tylko mam sińce na łydce i obiłam udo z biodrem. Potłukłam dokładnie tę samą nogę, co na nartach. To było dość komiczne lądowanie - zrelacjonowałam zwięźle.
- Oj, ale dobrze, że nie jest konieczna wizyta na SOR - empatycznie podsumowała koleżanka, która mniej więcej tydzień temu opowiadała mi o swoim spektakularnym upadku, jakiego kilka tygodni wcześniej i - rzecz jasna jak najbardziej znienacka - doświadczyła w swojej łazience; a znalazła się wówczas w powietrzu na skutek podobnie spontanicznego podniesienia obu nóg naraz, w rezultacie dokonując samoistnej korekcji plastycznej nosa oraz łamiąc sobie przy okazji nadgarstek. Grochel ma wyjątkowy dar opowiadania, więc słuchając jej historii obie pękałyśmy ze śmiechu. Na szczęście wszystko się już wygoiło, a po nieplanowanym urazie pozostały już tylko abstrakcyjne wspomnienia.
Wesołych Świąt!
