19 marca 2023

"Pozory mylą". Niby wiadomo, a jednak...

Było chwilę przed północą, kiedy pomyślałam: dobrze, poczytasz z piętnaście minut i idziesz spać. Obudzisz się około 8:00, będziesz rześka; cały dzień przed tobą, może jakoś ogarniesz to wszystko, co nad tobą "wisi".
Teraz, chwilę później jest 5:20. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby się domyślić, że nie obudzę się o 8:00, ani w ogóle nie będę rześka, a dnia będzie, ile będzie. Nie ma się co czarować; po ostatnich, intensywnych tygodniach - miejmy nadzieję, że w ogóle obudzę się przed rozpoczęciem pracy w poniedziałek rano... 

Za pierwszym razem natknęłam się na tę książkę w ubiegłym roku, kiedy nieopatrznie przyjechałam na wizytę do dentysty o dwie godziny za wcześnie. A mogłam pospać... Świadkowie mojego zaskoczenia (łącznie ze mną) byli naprawdę poruszeni.

- Co mogę ze sobą zrobić przez te dwie godziny? - pytałam panią z rejestracji, plując sobie w brodę, że zapomniałam zabrać książkę i nie sprawdziłam dokładnie wiadomości potwierdzającej termin wizyty.

- Tuż za winklem jest Empik i zdaje się dziś otwierają nowego Rossmanna, gdzie zapewne będzie dużo promocji. Myślę, że nie będzie się pani nudzić. Powodzenia! - uśmiechała się nie mniej zaskoczona recepcjonistka. Wszak na ogół pacjenci są spóźnieni, bo nikt nie lubi stomatologicznych spotkań. Przyjechałam z innego miasta, chcąc nie chcąc nie miałam wyboru. 

Była godzina 12, byłam bez śniadania. Już miałam iść coś zjeść, a potem wpaść do rzeczonego Rossmanna po szczoteczkę i pastę do zębów, gdy najbliżej okazał się być Empik, gdzie z niedowierzaniem "przeskanowałam" zawartość półek. Wszystko, co mnie interesowało już dawno miałam w swojej kolekcji, co rzecz jasna zdążyłam obwieścić starającej się nie narzucać, a jednak nachalnej pani pracującej w owej księgarni, która na wszelki wypadek ze dwa razy wyrecytowała aktualny inwentarz sklepu. Całe szczęście to nie był duży Empik... Książka Matthew Perrego od razu przykuła moją uwagę, choć długo starałam się ignorować jej okładkę. No tak, kolejny celebryta, który jeszcze łapie ostatnie blaski swojej świetności. A to niespodzianka! - pomyślałam. I choć długo zastanawiałam się, czy brać, czy nie brać, ostatecznie wówczas książki nie kupiłam. Zakupiłam ją kilka miesięcy później, zupełnie nie planując, że to będzie moja "najbliższa" lektura, a jednak, kiedy dotarło do mnie zamówienie otworzyłam ją z myślą dobrze, koleś. Przeczytam stronę, lub dwie i wracasz "do kolejki", bo stosy z nieprzeczytanymi książkami zaczęły się u mnie piętrzyć... I tu się zdziwiłam, bo pierwsze strony szybko złapały mnie za serce i to nie dlatego, że autor zagrał rolę w jednym z moich ulubionych seriali, ale dlatego, że naprawdę wiele przeszedł i nie boi się o tym mówić. Do tego ma niezłe pióro i nie opuszcza go sarkastyczne poczucie humoru. Ba! Myślę, że każda osoba borykająca się z jakimkolwiek nałogiem, powinna przeczytać tę książkę; także osoby mające kontakt z takimi osobami. Dlaczego? Raz, że w życiu nie pomyślałabym, że w którymkolwiek sezonie "Przyjaciół" coś było z Perrym nie tak; dwa - tu już ogólnie, że czasem nawet się nie domyślamy, że ktoś może potrzebować pomocy; trzy, nasuwa się refleksja, czy my sami nie potrzebujemy pomocy; cztery, czasem wiemy, że u kogoś jest "grubo" nie tak, ale i tak nie wiemy jak mu pomóc... Może na ostatnie zagadnienie nie znajdziemy w ksiażce klarownej odpowiedzi, ale możliwe, że jakoś intuicyjnie będziemy w stanie coś sami z siebie wykrzesać, bądź po prostu być? W końcu autor podkreśla, że bał się zostać sam.

Osobiście mam szczęście - od kiedy zorientowałam się, że odchorowuję leki zwyczajnie ich nie biorę, bo tłumienie bólu, lub symptomów, które w konsekwencji przynosi jeszcze więcej bólu i innych skutków ubocznych nie ma najmniejszego sensu. Nie pamiętam jak to było z xanaxem, który kiedyś przepisywano mi na okoliczność uporczywego kaszlu (owszem, byłam otępiona, ale chyba do uzależnienia nie miało okazji dojść, bo w ogóle nie pamiętam momentu odstawiania). Dobrze natomiast pamiętam moją reakcję na morfinę, która co prawda uciszała i usypiała mnie szybko, jednak momentalnie wywoływała u mnie drastyczne koszmary senne, przez co dość prędko poprosiłam lekarzy o wyłączenie jej ze szpitalnego "menu". Fajki ostatecznie udało mi się rzucić jakiś rok później bez celebrowania kolejnych kroków, czy stopniowego zmniejszania ich ilości. Po prostu rzuciłam i już (po około dwudziestu latach bardziej niż intensywnego jarania). 

Czytając książkę osoby odgrywającej postać Chandlera uświadomiłam sobie, że to naprawdę dobry aktor, a do tego zrobiło mi się go okropnie żal - już pomijając fakt, że najwyraźniej również ma wielką bliznę "zdobiącą" brzuch, co czyni z niego mojego mentalnego bliźniaka... Naprawdę od razu bym go przytuliła i przypuszczam, że nie tylko ja; oczywiście w związku z tym, z czym się zmierzał i naprawdę mam szczerą nadzieję, że mówimy tu o czasie przeszłym dokonanym. Co prawda zostało mi jeszcze kilka stron do końca, ale z głębi serca szczerze polecam lekturę tej książki. Wciąga bez dwóch zdań. Mówię to ja - zombie sobotniej nocy ;)...