26 listopada 2015

Przychodzi rak do lekarza...


Dobre nocne rozmowy nie są złe, a szczególnie te ze Stasiem, bo nawet najbardziej ponure strony ludzkiej egzystencji zostają ubrane w kolorowe szaty abstrakcji, przyozdobione unikatowymi klejnotami absurdu, które w połączeniu z odrobiną brahmsowsko-mahlerowskiej nonszalancji pozwalają spojrzeć na istniejący problem z właściwej, kompletnie zdystansowanej perspektywy. Choć przypadkowi słuchacze naszych rozmów często nie nadążają za naszym tokiem absurdowania, muszę zacytować fragment jednej z naszych ostatnich rozmów, bo ilekroć o niej pomyślę wywołuje wielki uśmiech na mej twarzy:

- Ci lekarze wycinaliby wszystko jak leci... - Skarżyłam się poirytowana, no bo w końcu ostatnio przekonałam się, że niemal każdy chirurg to rzeźnik. 
- Taaa, w koncu odcieli by całego czlowieka i zostałby tylko rak w szpitalu... - Powiedział Staś, czym od razu ustawił pociąg mojego chwilowego pesymizmu na właściwe tory.
- To smutna prawda - podsumowałam. - Niemniej jednak wyśmienita na skecz Monty Pythona, bo wyobraź sobie, że...;
 Przychodzi rak do lekarza i mówi:
- Panie doktorze, ostatnio bardzo źle się czuję.
Obawiam się, że mam człowieka złosliwego...

/KURTYNA/

Bez względu na okoliczności patrzmy na życie z humorem! :)