Zdecydowanie był to mój najdłużej trwający związek. Poznaliśmy się jak miałam siedemnaście lat; byłam wtedy w sanatorium i nie sądziłam, że zaczniemy spotykać się na dobre po zakończeniu turnusu. Niespodziewanie pojechał za mną do Paryża, potem odwiedzał mnie w szkole wyciągając na tajniackie randki do pobliskiej bramy.. Na pierwszym roku studiów wydawało się, że nasze drogi się rozeszły, jednak na drugim znów zaczęliśmy się spotykać. Najpierw wieczorami - głównie na imprezach - później także między zajęciami. Nasze spotkania nie zawsze były przyjemne. Często kłóciliśmy się i zdenerwowana tłumaczyłam mu, że widzimy się po raz ostatni. On jednak był uparty. Pomimo zażartych awantur, codziennie tłumaczył mi, że nie możemy bez siebie żyć.Właściwie, to zastanawiam się dlaczego tak łatwo dawałam się przekonywać. Nigdy nie przyniósł mi kwiatów ani nie sprawił spontanicznej niespodzianki, gdy tymczasem ja przez niego trwoniłam masę pieniędzy. Bezinteresownie i jakże naiwnie. Fakt, przedstawił mnie swoim znajomym, z którymi spędzaliśmy wspólnie wiele czasu. Wiedzieli o naszych kryzysach, jednak byli przekonani, że nasza miłość będzie trwała wiecznie. Nawet wówczas, kiedy kilka razy się rozstawaliśmy, cierpliwie czekali, aż prędzej czy później do siebie wrócimy. I wracaliśmy. Od razu intensywnie nadrabiając stracony czas..
Wydawał się być wyluzowany, kiedy ja kilka razy bałam się, że tym razem wpadliśmy.. Gdy siedziałam u lekarza, on czekał aż wyjdę. Tłumaczył, że bez względu na wszystko zawsze przy mnie będzie. Nie przeszkadzało mu, że wyglądam coraz gorzej i, że czuję się coraz fatalniej. Wręcz przeciwnie. Był zadowolony i wciąż mu było mało. Z czasem zaczęłam czuć się osaczona. Zastanawiałam się kto kogo bardziej potrzebuje. Zdarzało się, że zdesperowany coraz częściej nawiedzał mnie w pracy, próbując wyciągnąć na kolejne przerwy, co szybko zwróciło uwagę moich przełożonych. Jego nachalność wzbudzała we mnie coraz większy niesmak, jednak zrezygnowana nie wszczynałam już żadnych awantur. Pewnego dnia w ubiegłym roku wreszcie do niego dotarło. Może przekonały go moje permanentne mdłości..? Spojrzał na mnie smutno, odwrócił się na pięcie i bez słowa sam odszedł.
Nałóg.
/
Wszystkim Tym, Którym Papierosy Przynoszą Jeszcze Przyjemność oraz Tym, Którzy Chcą Rzucić Palenie, ale Wydaje Im Się, że nie Potrafią