Ostatnio doświadczyłam szeregu absurdów. Co jeden to lepszy, jednak wszystkie na głowę położyły zakupy w pewnej cukierni, gdzie z braku laku (sklep kilka kroków wcześniej wystawił do pocałowania klamkę, nad którą wisiała olbrzymia kartka o treści "chwilowo nieczynne") udałam się po całe jedno
prince polo dla złaknionej smakołyku koleżanki z pracy. Z drugiej strony lady krzątała się młodziutka blondynka, która - jak to każda kobieta - robiła wszystko naraz. Zatem onego czasu, kiedy to już czas mojego stania w kolejce był się dopełnił, wyrecytowałam do niej uprzejmie:
- Poproszę jogurt
Milko z czerwoną pomarańczą i...... - tu musiałam podnieść głos, bo pani już zniknęła z drugiej strony sklepu - I JEDNO PRINS POLO. Miała po drodze, ale przyniosła tylko jogurt i pędem pobiegła do ekspresu, gdzie akurat skończyła się nalewać kawa dla pana, co zamawiał ją trzy osoby przede mną. Pożartowała, poflirtowała i wracając do mnie zaczęła ładować pączki do papierowej torebki. Podniosłam brwi i rozejrzałam się na wszystkie strony. Poza mną nie było już nikogo oczekującego..
- Ale.. to nie dla mnie??!! - zapytałam zdziwiona.
- Jak to? Chciała pani pięć pączków! - spojrzała nie mniej zaskoczona.
- Prosiłam o prins polo.. - przypomniałam z dość spokojnym uśmiechem.
- Aaaa!
Prince polo!!!!! - i przyniosła pięć złocistych, czekoladowych wafelków..
Morał z tego jest tylko jednen, zupełnie stary jak świat: nie stawiaj roweru obok lodówki, bo się przeziębisz.
/
Jance